Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Konstatowała rzeczy złe lub dobre, wyliczała prace kobiece, cytowała cyfry dochodu, wszystko obojętnie, bez śladu zajęcia rzetelnego i młodego zapału.
Spacer trwał parę godzin; za powrotem zastano jakichś gości, równie sztywnych, mówiących szeptem, patrzących nieufnie na gości.
Wieczór upłynął monotonnie i męcząco.
Gdy się Kostuś nareszcie znalazł sam z Różyckim, przeciągnął się i odetchnął z głębi piersi.
— Uf! — stęknął. — Jestem zmęczony, jakbym w całem umundurowaniu odbywał paradę przed samym prezydentem rzeczypospolitej!
— No, no! — upomniał Różycki — trochę form wam młodym nie szkodzi. W każdym razie są to wszyscy porządni ludzie.
— Tak, ale nieszczęśliwi. Żal bierze, patrząc na nich i słuchając!
— A panna Zofja?
— To samo czuję dla niej, bezmierny żal. Chciałbym ją zabrać stąd, żeby odetchnęła innem powietrzem, spojrzała na inny świat, wypoczęła, robiła, co jej się podoba, i żeby często, ciągle się uśmiechała.
— Doskonale! — rzekł Różycki, zacierając ręce. — Werbicz tobą zachwycony, starym ciotkom podobałeś się, panna była dla ciebie wyjątkowo uprzejma. Interes może się zrobić.
— Panna wyjątkowo uprzejma! — powtórzył Kostuś, szeroko otwierając oczy. — Jakaż ona jest, gdy nie jest uprzejma? To kawał kamienia!
— Mniejsza! Tem przyjemniej będzie ją ożywić.
— Zapewne. Zresztą będzie inną, gdy będzie żyła dla siebie. Jestem pewny, że będzie wtedy i ładną i miłą. Doprawdy, podobała mi się bardzo i wdzięczny panu jestem za przywiezienie tutaj.
Zanim zasnął, długo jeszcze myślał o niej. W jego żywym umyśle już zajmowała miejsce wdowy i Rity, już wyobrażał sobie, jak ją zdobędzie i jak ją wyzwoli z okropnej atmosfery domowej.
Następnego dnia myśl ta wciąż dojrzewała. Odnajdywał w pannie coraz to nowe przymioty, jej