Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wogóle nikt nie miał czasu — nawet Terka nie przychodziła paplać.
Siedział tedy chory ze swą nieruchomą nogą, trochę sieć wiązał, trochę czytał — i obserwował, i różne nowe myśli rodziły mu się w głowie. Za szpalerem dziad Kajetan wolno i cicho manipulował w pasiece. Bez żadnej ochrony snuł się wśród pszczół, otwierał ule, zaglądał, coś zmieniał, dodawał ramki lub odejmował — czasami we dwóch z Semkiem — przenosili z miejsca na miejsce ule, porozumiewając się szeptem lub ruchem. Czasem siedział na kamieniu i patrzał na to swoje państwo, a zawsze milczał i poruszał się powoli.
Daleko na grzędach warzywa pracowali Michaś i Ida. Motykowali lub pełli pilnie, miarowo, zręcznie i cicho. Pan Michał w sadzie obierał robactwo i co najwyżej pogwizdywał czasami.
Zgiełk czyniły tylko dójki o południu, bo się spieszyły okrutnie, i niekiedy ciszę tej pracy przerywał śmiech Terki, lub gderanie starej Łuczychy na wnuczkę Hannę.
Milcząco wszystko szło i wolno. Fornale Poleszuki poruszali się jak woły, Białozor komenderował, nie podnosząc głosu, a z Sem-