Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie daje drugi i mówi: a to na kapitał dla nowego gniazda. Ja was chcę i będę miał — umiecie pracować i ludźmi rządzić, a ja umiem ludzi cenić. Podpiszcie kontrakt na następne dwa lata.
— „Nie! — powiadam ze złością. — Pomyślimy! Nic nie pili. Od roboty się nie cofamy na obecnych warunkach, ale podpisywać cyrografy będziemy trochę później. — Decyduje Stefan, zgarniając czek. I na tem trwa dotychczas. Tais — napisz jak zdecydujesz! Tais, zdecyduj, żebym wracał! Zlituj się — nie każ mi tu zostać. Przecie zwyciężyłem, wytrwałem, mozołem rąk, potem męka moich wszystkich nawyknień, tradycji, kultury — zdobyłem stanowisko i uznanie. Dosyć! Mogę wracać! Prawda? Przecie nie napiszesz, żebym został!...“
List odczytała Ida, i splótłszy na nim ręce, zapatrzyła się w mroczny, szary dzień dżdżystej jesieni.
I oto za oknem ukazał się pan Michał, w burce ociekającej wodą, i począł wołać:
— Ido, jeść i ognia na komin! Suchej nitki na mnie niema.