Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A w razie choroby, czy ciężkiej potrzeby — od siebie tem poratuje! — rzekła po swojemu, spokojnie.
— Niech pani często pisze; ja o wszystkiem doniosę. Głupstwo — wróci zdrów i cały. Żadne bydlę tyle nie wytrzyma, co człowiek.
Białozor zaprowadził Sawickiego do siebie, gdy już konie były pod gankiem.
Dał mu także kopertę ładowną.
— Miejcie to na czarną godzinę — i jak razem odjeżdżacie — razem wracajcie — do swoich... Między nami pan niech się czuje, jak najlepszy krewniak i przyjaciel!
— Dziękuję, panie. Zapamiętam!
Uścisnęli mocno prawice.
Przeprowadzili ich wszyscy za wrota i patrzyli, aż zniknęli w oddali.
— Za trzy lata wrócą. Nasz kraj ma mocny głos na swoje dzieci wędrowne. Antek się skrzepi — tamten zmięknie i wrócą zdatniejsi do tutejszego trwania, — rzekł pan Michał zcicha do Idy.

Życie potoczyło się dalej, pracowite, ciche, zamknięte w sobie. Minął tydzień i drugi,