Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spłaty — pod rygorem licytacji majątku. Czy pan to rozumie! Czy to do pojęcia!
Nie przyjęto w szacunku, ani do podatku majątkowego, ani do spadkowego — a teraz wpisano na hipotekę — i mają sprzedawać to nasze gniazdo, tę naszą ziemię. A straty wojenne skasowano! Czy pan to rozumie?! Pan Protasewicz mi tłumaczył, że to są uchwały kongresu wersalskiego, który wskrzesił Polskę — ale ja tylko to rozumiem — że mi z dzieckiem i staruszką sparaliżowaną — pod płot przydrożny trza iść — i czekać śmierci!...
A jeszcze wstyd i wyrzuty sumienia, że zostaną moje weksle z żyrem dobrych ludzi, co mi zawierzyli!
Zacisnęła swe chude, spracowane ręce — oparła na nich siwą głowę — i umilkła, wstrząsana szlochem.
Białozor podniósł głowę na skrzyp drzwi i ujrzał Idę, która snać słuchała, i miała twarz skupioną i twardą, w odczuciu tej niedoli.
— Nie będę pani męczył dziś szczegółami, — rzekł Białozor. — Poproszę tylko o papier co do licytacji bankowej — bo to narazie najpilniejsze — i to załatwię. Niema