Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie! No, no! Spadłem do roli piątego dziecka twego ojca. Antku, chodźmy spać. Mam dosyć tej perory!
Ale się uśmiechnął pod wąsem, więc Ida dodała wesoło, całując go w rękę na dobranoc:
— Dzieckiem naszego ojca być, to wielkie szczęście.
— Ja się stawię na szóste! — zawołał Jelec.
— Rozumie się! — potwierdziła, serdecznie przesuwając dłoń po jego złotej czuprynie.
— A ty, co o tem myślisz? — spytał pan Michał, gdy się zabierali do spoczynku.
— O autorytecie? Ja tak niedawno zacząłem wogóle myśleć, że wierzę w was — i basta!
— Masz rację. Niech ci radą będzie taki, który sobie dobrze radzi. A zaś co do autorytetu...
— Wuju, Ida pojedzie z nami na tę granicę? — przerwał Jelec.
Pan Michał ręką machnął i zaczął odmawiać pacierze. Nie miał z kim filozofować!
Nazajutrz o świcie ruszyli. Kulesza zabrał pana Michała na swe czółno, które pę-