Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Protasewicz wracał z jakichś posiedzeń wojewódzkich — pełen swej powagi i wielkości stanowiska.
— Powiem ci dobrą nowinę — zwrócił się do pana Michała. — Wyrobiłem posadę dla Nieumierszyckiego — w wydziale statystycznym. Będzie miał 400 zł, na początek.
— Nie słyszał ojciec coś nowego o kredycie inwestycyjnym? — spytał starszy syn, Jan, który gospodarzył niby na osobnym folwarku, posagowym matki.
— Przyznano 30 tysięcy.
A młodszy, Józef, roześmiał się.
— Pilno ci? Spiesz się, bo rozdrapią.
— Tam Stublicki, mój żyrant, pilnuje.
— A wie pan, panie Białozor, że będziecie mieli wesele w sąsiedztwie! — zaśmiała się starsza panna, Fela, równie nowoczesna jak kuzynka.
— Nie wiem! — odparł pan Michał.
— Wychodzi zamąż pani Bohuszowa z Moroczny.
— Co ty prawisz, Fela! — zdziwiła się matka.
— Słyszałam u Horniczów, napewno.
— Za kogo?