Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest mędrzec życiowy — i zebrał sobie do czynu ród żelazny. Ma przed sobą cel. Trwanie szczepu. Ja jestem sam i będę długo jeszcze sam — czekając na ciebie. W domu nic robić nie mogę, ani żyć w tej atmosferze. Nie masz pojęcia o głupocie Julci i o zarazie teorji Edmunda. Toć to żywa, chodząca i gadająca zgnilizna pesymizmu, krytycyzmu i nieróbstwa. Kłócić się, sprzeczać, wystąpić w roli gospodarza, i zabronić — nie mogę. Oni są naprawdę nieszczęśliwi wygnańcy i rozbitki, na mojej łasce i utrzymaniu. Nie mogę tego okazać — nie potrafię być chamem. Więc żyję na drodze lub w miasteczku, próżniacząc, handlując, grając w karty, pożyczając, spłacając, znowu pożyczając — tacy się teraz zwą kombinatorzy — dawniej nazywali się gorzej — i ja tę nazwę dawną pamiętam i coraz bardziej mi dokucza — — Wobec tego myślę — iść stąd precz i nie wrócić — aż mnie wezwiesz — —
Wyrzucił ze siebie to wszystko prędko, gładko — jako rzecz dobrze sobie wiadomą, i spojrzał na nią.
Przestała pracować i słuchała zapatrzona w omdlewający w skwarze sad.