Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi więcej grzechów i długów przybywa. Ciężko!
— Będziesz czekać rok jeszcze, ale potem idę do Akademji.
— Tyle afery, żeby zostać księdzem. Lepiejbyś poszedł na weterynarza czy dentystę... Słuchajno, ale mi ślub z Taidą dasz?
— Owszem, skoro oboje będziecie na to zgodni.
Jelec stęknął i począł coś w samochodzie majstrować. Ale po chwili już w całej swej niefrasobliwości zasiadł do obiadu i gadał za wszystkich.
— Ciociu, przywiozłem ostatnie gazety — a modne panie noszą krótsze suknie i strzygą włosy, à la garçonne. Strasznie jest. A dziadek wie, że ma być kredyt na rozszerzenie pasiek. I sejmik ofiarowuje szczepy owocowe na wypłatę. Jest rozmach! A jaki pyszny gmach stawiają dla starostwa. I nad rzeką jest plaża kąpielowa, i starosta chce robić korty do gier sportowych... Nasz powiat zupełnie po europejsku wygląda. Bo i bardzo stylowe domy stawiają dla urzędników.
— A iluż ich tam jest, że się w mieście nie mieszczą — spytał Białozor.