Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

posłów wmawiali im to na wiecach i pisały to samo broszury i pisma „ukraińskie“ szczodrze rozsyłane po gminach.
Reforma rolna, ustawa gminna i samorządowa, województwo, sejmik, starostwa, system podatkowy, ustawa drogowa, tysiące coraz nowych przepisów, opłat, ograniczeń odebrały zresztą wszystkim obszarnikom Polakom energję i prawie przytomność umysłu. Znękani wojną wśród ruiny swych warsztatów, tracili siły i wiarę w przyszłość i możliwość trwania i przetrzymania nowych warunków.
Pozbawieni byli środków i nawet głosu obrony w gminie i sejmiku. Byli mniejszością, o którą nie troszczył się nikt i która nigdzie nie miała przedstawicielstwa i opieki.
Antoni Jelec, wracając z powiatu po tygodniowym tam pobycie, zboczył do Nietroni. Ujrzał wuja przy żniwiarzach, więc zatrzymał maszynę, i ruszył ku niemu przez świeże rżysko.
— Gęsto kop u wuja! — rzekł po przywitaniu.
— A u ciebie?
— Nie wiem. Byłem w mieście. Kulesza pewnie też żnie.