Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszyscy — jedne prawa, równość. Cesarzowi odpłacim służbą dla dobra tego kraju; uszanują każdą mowę, wiarę, kiedy my równi, wolni. Grosz damy i czas i myśl i siły. Gadał za trzech, a tak się zmienił, taką miał w sobie gorączkę, że i mnie zaraził. Zaczęliśmy budować zamki na lodzie, że aż miło. Tu się znowu roześmiał.
— Aż tu za mały czas ruszyli chłopi: pany won, wy cudze, oddawajcie ziemię! Mnie oblegali trzy dni, u Ossorjów rok stało wojsko, potem z tej równości i wolności wyłączyli dla nas to i owo, bo: «wy cudze» i skończyło się! Na lodzie zamek był, a teraz ot — wodę wiosłem garniem. My — «cudze» tu i «cudze» wszędzie.
— Nie wszędzie — twardo Grzegorzewski zaprzeczył.
— W gościnę nas pan prosi? Dziękujem pięknie! Ale po pierwsze: wy sami lepiej domu pilnujcie, nie puszczajcie Niemca w Płockie, żyda do miast! A po drugie: Grzegorzewskiemu za Bugiem swojo, ale Hrehorowiczowi cudzo będzie, on tutaj «przywykłszy». Ale jednakże od rewolucji choć my tu i zostali, coś w duszy trzasło.
— Nie trza myśleć — rzekł Hrehorowicz.
— Nie lżyj, jakbyś ty nie myślał tego samego, co ja! Czemu teraz nie przyjeżdżasz na gawędkę z bujnemi projektami i planami społecznej pracy?
— Dusza nie karczma, ani młyn, żeby bez przestanku stała otworem. Dobrze, jak parę razy na żywot wierzeje można odeprzeć. Ale takich, co i ni razu się im nie odemknie! Jak my wtedy gadali, toby my tak i zrobili, żeby nam dali, a jak nie dali, to nie my winowaci. A zawsze moje słowo, że z politykowania ino serce gnije. Wyszło nie po naszemu: serce skurcz, duszę zamknij, zęby ściśnij! Co my? Robaczek! Ot, taka kuzoczka malupasieńka! A taki wtedy, jak my gadali, to my byli szczęśliwi, a że