Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jego siostra, Zubowiczowa. Od śmierci męża tu u niego gospodaruję, bo, jak pan wie, on gościem w domu. I teraz na robocie. U Herburtów lasy mierzy, ale jutro, przy sobocie, przyjedzie na dwa dni świąt. Depeszę pana mu posłałam, cieszy się ogromnie z miłych odwiedzin. Tu dla pana pokój. Proszę się rozgościć, odpocząć. Zaraz podam kolację.
Stancyjka, w której go zostawiła, czysta, o bielonych ścianach, niewiele i bardzo skromne miała sprzęty, ale pachniała żywicą i zdobił ją wielki bukiet kaczeńców na sosnowym stoliku pod oknem i barwny kilim nad łóżkiem na ścianie. Umył się i zmienił ubranie, a ledwie skończył, wiejska dziewczyna zajrzała szparą we drzwiach.
— Uże weczera! — oznajmiła i znikła.
Poszedł tedy przez sień na brzęk talerzy i znalazł w jadalni nakryty stół i krzątającą się Zubowiczową. Kolację składała smażona ryba i kartofle, leżał na stole bochen czarnego chleba, mleko było w dzbanku, samowar się gotował, nie było żadnej służby.
Jadalnia miała tak samo bielone ściany, proste sprzęty, na ścianie stare portrety przodków i odwieczny zegar z wagami. W niziutkie okna zaglądały gałęzie bzu, ledwie pęczniejące wiosenne pąki i ukośnie barwiły szybki smugi zachodzącego słońca.
Zubowiczowa podała gościowi półmisek, zapraszała uprzejmie, raz wraz zerkając w okno i widocznie śpiesząc się do zajęcia. W głębi podwórka, za klombami bzu, przeciągały powoli, porykując, krowy z pastwiska. Myślała o doju. Wreszcie przyszła jej zbawcza myśl. Wychyliła się do sieni, wołając:
— Irenko, Irenko, kolacja! Chodź tu zaraz!
Po długiej chwili Grzegorzewski poznał Irenkę. Weszła dziewczynka, może dziesięcioletnia, w kusej spódniczynie, bosa, z czarnym warkoczykiem na plecach. Twarzyczkę miała sprytną, w czarnych ży-