Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po paru tygodniach wspominano tylko Glebowa.
Gdy Sewer, po tygodniach całych nieprzytomności, otworzył oczy i myśleć począł, ujrzał nad sobą żonę wymizerowaną, bladą.
Pierwsze to jego spojrzenie powitał jej uśmiech radosny, a on mimowoli, tą radością zarażony, też się uśmiechnął, ze szczęśliwością wracającego życia.
Pierwszym objawem tego nowego życia było uczucie dla swej opiekunki.
Zda się przeszłości nie pamiętał, zda się ją zaledwie teraz poznał, bo przypatrywał się jej godzinami całemi, wzywał, gdy odeszła, zasypiał, trzymając jej rękę, budził się, ją wołając.
Zaprawdę, teraz dopiero, niedołężny jak dziecko, poczuł, co jest kobieca czułość i troskliwość. Pokochał łagodność i cichość tego starania i opieki, delikatne dotknięcie dłoni, słodycz głosu i uśmiechu.
Napatrzyć się nie mógł, nasłuchać.
Była to pieszczota matki, która go opuściła, siostry, której nie miał; dusza w nim tajała i często osłabiony, płakał jak dziecko, dając się utulić pieszczotą łagodną.
Bez żadnych objaśnień do tego przyszło. Ona go jako dziecko doglądała. Straciła swą sztywność i chłód. Witała go serdecznie i dzień cały nieodstępna, bawiła, podawała lekarstwa, zawsze z uśmiechem i czułem słowem.