Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I oto nagle odbiegła ich trwoga, uciekła rozpacz, odleciała zgroza i poczucie beznadziejnej niedoli — nie czuli ziemi ni ciał swych.
Zapatrzeni gorejącemi oczami w niebo, powtarzali za żebraczką słowa, co się im ryły ogniem wieczystym w duszy:

Nie straszny nam głód, ni żaden frasunek,
Ani zhołdują żadne świata hołdy,
Bo na Chrystusa my poszli werbunek,
Na jego żołdy.

I niewiadomo, czem była ta kobieta, za którą powtarzali, czy ubogą, bezdomną żebraczką, czy Tą, z purpury, mienia, stolicy i sławy obdartą Matką, która swe ostatnie dzieci po tych borach widziała ginące i liczyła je, znaczyła groby, krzepiła rozbitki, o ród swój — wieczyście pomna!