Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tak, w dzień nie mogłem przyjść. Zapytać chcę, w tych dniach jeden student mówił, że na Litwie był Hrehorowicz, naczelnik partji, w powstaniu, i rozstrzelany. Może państwo wiedzą, czy to jaki mój krewny?
— Chłopcze, czyś się chował u podrzutków, czy w antypodach! — wykrzyknął Jurjewicz. — Jakto, ty nie wiesz, że to był twój ojciec, bohater!
Stefan jakby załkał, jakby zajęczał i rzucił się do piersi Jurjewicza, ramionami za szyję go objął i zrazu trząsł się cały, niezdolny słowa rzec. Jurjewicz objął go za głowę.
— Ojciec twój, mój szwagier. Naczelnikiem partji był, bił się jak bohater. Kiedy zobaczył, że sprawa przegrana, resztki partji rozpuścił, z kilku sobie podobnymi do ostatka walczył i dopiero go wzięto, gdy krwią pięciu ran tak spłynął, że jak trupa wieziono. Odratowano go, męczono śledztwem, sieczono — nikogo nie wydał, nic nie zdradził, i rozstrzelano go. Takiegoś miał ojca, chłopcze.
— A matka wtedy co?
— Jak powstanie wybuchło i twój ojciec poszedł, tyś nie miał roku życia. Matka twoja wyjechała z majątku, ciebie wywiozła. Majątek rząd skonfiskował.
— Więc to nie ojciec go stracił!
— Kto ci takie brednie mówił! Stracił, jak stracił życie, jak ja straciłem, jak wszyscy prawie. Sześćset majątków tak stracono.
Za nimi skrzypnęły drzwi i wynurzył się Jagodziński.
— Panie Stefanie, wracajcie. Jutro przecie można się gdzie spotkać, a tak ryzyko.
— Już idę, panie, już idę. Wiem wszystko, żyć będę! Dziękuję — rzekł, podnosząc oczy na Jurjewicza. — To pan ojca szwagier, to mnie wuj!
Pochylił się do jego ręki i pocałował, potem nieśmiało, wahająco do Kostusia podszedł:
— To my bracia, prawda?
— Jak chcesz, z całej duszy. Straciłem dziś siostrę,