Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pyta, zagadasz do kogo po polsku, odpowie ci po kacapsku, a broń Boże po naszemu odezwiesz się w urzędzie, to protokół napiszą: sztraf, albo koza cię nie minie. Do jakichże mnie praw ten manifest wrócił? Kto ja tutaj, ja Adam Krośniański, cośmy papiery mieli, żeśmy od trzech wieków w zaścianku dziedziczni byli! Poco ja tu wrócił? Do kogo? Do czego? Ziemię moją błahoczynny dostał, zaścianka i śladu nie zostało, spalony, zaorany. Jakem przyszedł, poszedłem na to miejsce popatrzeć, jeszcze znalazłem krzyż, com go ufundował, kiedy mi się pierwszy syn urodził. Na ziemi leżał. Podniosłem go i postawiłem na nowo, ramię ćwiekiem przytwierdziłem. To wiecie, śledztwo o to było, był taki co do policji doniósł, że mnie widział, pociągnęli do prystawa, jak złodzieja! To mi prystaw pięściami groził, od ostatnich łajał: kak śmiejesz, nie lzia, ty brodiaga, ty miateżnik! To jednym wolno krzyże z zaściankami palić, a drugiemu Bożą Mękę z ziemi podnieść, to za to kara! Tydzień trzymali w areszcie! To nasze prawo? Pół roku tułałem się, żydom wodę nosiłem, nareszcie pani marszałkowa z Grel mną się zajęła, u niej w dworku przezimowałem, a z wiosną, jak stróż tutaj umarł, wprosiłem się u księdza, za darmo, byle tu z umarłymi być, a na żywych nie patrzeć. Synom to i wieści nie dałem o sobie.
— A ileż tam żyje jeszcze z naszego zaścianka?
— Nie wiem, nie razem byliśmy, nie wiedzeli o sobie. O jednym wiem, młody chłopak był, Andrzej z matką i bratem był. Matka w drodze pomarła, brat utonął z przypadku, on u kupca służył i ożenił się z jedynaczką swego pana. Ten zbogaciał, a jakem odjeżdżał, to mi mówił, że i on tu wróci! Ot, bajał. O reszcie naszych nie słyszałem!
— A przecie, jakem za trzodą chodził, to byłem w Krośnie u szlachcica. Toć ten ostał, ziemię ma.
— A ma, czemu nie? I prawa ma, ojoj, i synów wychowuje na rządowym koszcie i też zbogaciał. Tylko nie szlachcic on, a przechrzta, perekińczyk, pies, on to