Strona:Maria Rodziewiczówna - Barcikowscy.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie zdejmuj... Pamiętaj to, pamiętaj zawsze — ale milcz i pracuj. Łaski nie proś, przyjaźni nie zawieraj, bo nie wiesz, czy na dłoni, którą ci kto poda, niema krwi lub krzywdy. Ubogi jesteś — i niewolnik — cierpieć masz i znosić, boś słaby, ale chleba z nimi nie łam, serca im swego nie otwieraj. Gdybyś to uczynił, przeklęty będziesz, ja się ciebie wyrzeknę, Bóg się od ciebie odwróci — i będzie z tobą, jak w tej pieśni, com cię wczoraj nauczyła. Powiedz ją!
Wacio drżący, przejęty, nie swoim głosem jął mówić:

Głód, powietrze, ogień, woda
I wszelaka zła przygoda
Będzie temu, ktoby starą
Ojców swoich wzgardził wiarą.

A gdy umrze, garści ziemi,
Gdzieby spoczął między swemi,
Nie dostanie, ktoby starą
Ojców swoich wzgardził wiarą.

Marnie zginie, wiatr rozniesie
Prochy jego po wszem świecie,
Marnie zginie — ktoby starą
Ojców swoich wzgardził wiarą.

— Nauczyłam cię pacierza, nauczyłam historyi, nauczyłam pieśni. Mówię tobie, jak dorosłemu; wierzę ci i nadzieję dobrą mam w tobie. Gdybyś mnie zawiódł, tobym nie żyła, pamiętaj — umrę, gdy mej nauki zapomnisz, prośby nie wypełnisz. Tyś teraz głowa rodu, który trzysta lat na tej ziemi trwa i tak myślał i czynił — jak cię uczę. — O moje dziecko ukochane — bądź mi pociechą i chlubą.
Objęła go rękami za głowę, płacząc żałośnie, a chłopak się też rozpłakał — i przez łzy powtarzał: