Strona:Maria Rodziewiczówna - Barcikowscy.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dalej — ty wiesz, gałubczyk. Noskow gałgan sprawę zrobił — nie mógł darować, że go Fomow wyśmiewał, a ona raz pijanego kazała za drzwi wyrzucić. A tu się pokazało, że Korf połapał ich listy, i w biurku były. Trzeba było do biurka się dostać, a na biurku były pieczęcie. I ona nieszczęsna dla tego szatana wszystko poświęciła. Ty wiesz, gołubczyk — ona ci za te listy i weksle własną cześć oddała. Płacząc nad jej niedolą — gdy wy wyszli, ja z biurka wszystko wyjęłam.
— I co dalej, mówcie! — powtórzył Barcikowski.
— Tv nas z biedy wybawił. Spalili my weksle, a listy schowałam ja dobrze, żal było palić, bo to Saszeńki nieszczęsne kochanie. Ale ja wtedy zaklęłam i poprzysięgła mi, że z Fomowem w życiu się nie spotka, że z pamięci i duszy wyrzuci, że pokutę za to nieszczęście uczyni. Ach, Hospodi Boże, od tej pory wtorki i czwartki cały wiek poszczę i dwadzieścia pokłonów codzień odbijam. Żebyż Bóg je porarachował!
— Dalej!... Mówcie!... — zawołał Barcikowski.
Ale Pełagieja umilkła wyczerpana, jęczała tylko zcicha, poruszając zbolałemi pokurczonemi rękami.
Twarz jej ziemista kurczyła się cierpieniem. Wacław się nad nią pochylił — w przepaść już nie patrzał, stoczył się już w nią — chciał być na dnie prędzej, chciał skończyć wszystko.
— Fomow wrócił i była jego kochanką — i była innych kochanką — i u Jermołowa po-