Strona:Maria Rodziewiczówna - Barcikowscy.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mieszka. Suszyccy byli dwaj bracia. Jeden żonaty, drugi kawaler. Mieli się dobrze, chowali stado, bardzo ładne, żyli ze sobą w wielkiej zgodzie i jedności. Milczyńscy mieli troje dorosłych dzieci — dwie córki i syna, ale z tym coś złego się stało, bo już trzy lata, jak gdzieś przepadł. Stary Milczyński, bardzo honorowy pan, wszyscy go szanują i po radę do niego jeżdżą, a starsza córka, to podobno przyrzeczona Suszyckiemu, a młodsza to jakaś trochę chora.
Jeśli młody nie wróci — to Suszycki kiedyś Zbożnę obejmie, bo ta chora to za mąż nie pójdzie.
Zasięgnąwszy tych wieści, Wacław pewnego dnia wybrał się do Suszyckich, którzy bliżej mieszkali. Znalazał dwór porządny, ładne gazony i klomby przed domem, w sieni przyjął go lokaj w szarej liberyi, zdziwiony obcą twarzą i mundurem.
Wacław wyjął kartę i przez sekundę się zawahał. Karta brzmiała: „Sztatskij sowietnik Winczesław Sewerynowicz Barcikowskij”. Ale było za późno na poprawienie tej niezręczności — oddał ją lokajowi, który go wprowadził do salonu, i znikł.
Minęła długa chwila. Salon był ładnie umeblowany, fortepian otwarty, mnóstwo kwiatów, robota kanwowa na stole, pełno pism i albumów, na ścianach stare portrety. Snać żyli tu ludzie myślący i czynni.
Wacław rzucił okiem na otwartą książkę, obok roboty kanwowej: Dezydery Chłapowski, Kalinki.
W tej chwili drzwi w głębi się otwarły i wszedł starszy Suszycki, młody człowiek, o