Strona:Maria Rodziewiczówna - Barcikowscy.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



VIII.

Miał tedy Wacław, co chciał, wziął odwet nad rodziną, która go odtrąciła. Byli tedy w jego ręku, na jego łasce.
Teraz on ich ukarze wspaniałomyślnością.
Filipa zostawi z rodziną na gospodarstwie, żadnego dochodu i zapłaty nie chce, babce zapewni spokojną, wygodną starość bez troski, siostrze nie pozwoli po świecie się poniewierać.
Tylko postawi jeden warunek, by mógł z dziećmi wśród nich spędzać wakacye, by go napowrót do swego grona przyjęli. Teraz muszą się poddać, boć bez dachu są, bez gniazda, bez sposobu do życia. Potem uznają jego dobre chęci, pogodzą się z faktem dokonanym, i wreszcie przyznają mu racyę.
Takie myśli pieścił, jadąc wprost z Wilna, po załatwieniu formalności, do swego majątku. Już dawno nie był tak swobodny i wesół i pełen dobrej myśli. Układał, co im powie, jak przekona babkę, jak uszczęśliwi Filipa. Kołysany temi marzeniami, wsiadł na pocztową bryczkę, kazał żywo jechać — spieszno mu było. Gdy stanął nareszcie na miejscu, przykro go