Strona:Maria Rodziewiczówna - Barcikowscy.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Fomowa, ale za głupi był, żeby tak udawać! Ha, tylko był pewny bezkarności.
— Tertii Wasilicz bardzo strapiony — brzydka sprawa.
— Ma za swoje! — wybuchnął Fomow. — Kiedy go błagam od pół roku — przenieście mnie, ja w tej dziurze nie wytrzymam — odpisał: siedź cicho!
A tu czy można być cicho. Zapalisz w nocy zapałkę, krzyczą: pożar. Wypijesz kieliszek — krzyczą, że się walałeś w rynsztoku; powiesz kompliment przachodzącej kucharce — krzyczą, gwałt uliczny. Zaśpiewasz kuplet — prowadzą cię do cyrkułu, — a już broń Boże przegrasz sto rubli i zapłacisz, skąd wziąłeś pieniądze — pewnieś kogo okradł.
A wiecie skąd Noskow tak się zawziął na mnie? On się nie przyzna, ale cała Penza wie. Było to tak.
Kiedyś, jak już nam wszystkiego zabronili, i pić, i palić, i grać, i śpiewać, i kochać, i tańczyć — siedzieliśmy z Panczuliżewym i Arapowem w kabaczku jak mnichy ponure. Siedzieliśmy, a co który ziewnął, to mu drugi zazdrościł i też ziewał. Więc tedy powiadam: Słuchajcie, bracia — trzeba przecie — gdzieś pójść! Chodźmy, zobaczmy, jak Agafija Perfiłówna — pchły pędzi.
Agafija Perfiłówna, to gospodyni Noskowa, baba wiedźma, która nim kręci jak kukłą.
Takie to z rozpaczy przychodzą myśli na człowieka. Poszliśmy. Noskow ma dom z ogrodem, przeleźliśmy przez parkan i idziemy na oświetlone... Nie wytrzymałem, parsknąłem śmiechem, Noskow się zerwał, przyskoczył do okna, poznał mnie i szarpnął firankę, klnąc. A ja u-