Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się. Wtedy imię siostry pańskiej raz pierwszy wymówiłem przy ludziach — i przypomniałem matce nasz układ: nie ta, a więc żadna... Nastąpiło zerwanie z rodziną, ze znajomymi, ze stosunkami. Do pojedynku, który wtedy miałem, musiałem kupić świadka. Nie pozostał mi ani jeden kolega i przyjaciel. Odtąd zostałem jednostką, wyrzuconą ze swego świata; ale pomimo wszystko nie sięgnąłem po skarb. Byłem nikczemny!... Jeżeli dziś po tylu latach walk przychodzę do pana i mówię to — czy masz pan prawo mi odmówić? Nauczyłeś mnie pan być człowiekiem, obywatelem, pracownikiem, a teraz jaki wzgląd powoduje panem? Dlaczego każesz mi pan zastanawiać się? Co mnie rozdziela od siostry pańskiej? Wiara, narodowość, poziom umysłowy? Nic. A zatem czcza forma i przesąd kastowy! Przed tą mumją pan się wzdragasz, pan — mój mistrz? Teraz na mnie kolej rzec: wstyd panu! Teraz ja odwołuję się do zastanowienia. Jutro mam się rozmyślić — o, nie! — Nie wracam wstecz. Ja teraz szczęścia chcę, jak każdy człowiek; ja teraz swój skarb wezmę.
— Gabrynia księcia nie przyjmie! — nieprzejednany rzekł Grzymała, a potem spytał podejrzliwie. — Dlaczego książę dzisiaj tak nagle to mówi?
Leon drgnął, ale natychmiast się opamiętał.
— Dlatego, że moja narzeczona nie będzie służyła, ale królowała! — odparł prędko.
A gdy Grzymała wciąż zachował twarz ponurą i niechętną, książę go ujął za rękę i spytał poważnie:
— Więc pan mi nie brat, nie przyjaciel?
Szlachcic oczy spuścił, poczerwieniał.