Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dochodzą do Niego: krwawy pot i łzy, a słyszy On przebaczenie wrogom! — dodała poważnie.
Sumorok głowę zwiesił i milczał. Pochód już dochodził cmentarza, gdzie go dzwony witały, i śpiew pogrzebowy, uroczysty. Sumorok nagle głowę podniósł.
— Tedy On i mnie słyszy! — wymówił.
Po licu Gabryni potoczyło się łez parę. Spojrzała na niego z bezmierną wdzięcznością i uszanowaniem.
Pochód już wkraczał na ziemię umarłych...