Strona:Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rykroć lichwiarskich długów — nie licząc przyjacielskich.
— Co ty robisz z pieniędzmi?
— To samo, co ty, ma belle! Rzucam je w błoto. Na nieszczęście, idjota Alfred nie dawał mi dziesiątej części tego, co tobie! Hm!… kosztowałaś go pewnie z parę miljonów. No i proszę! Powiadają, że kochanki rujnują!
— To nie ma nic do rzeczy! Robisz się wprost niemożliwym ze swym cynizmem. Siedzisz tu trzy tygodnie i nie wyrozumiałeś, co myśli księżna i wuj Proński!
— Owszem, wyrozumiałem. Regentka myśli o trzech rzeczach: o swym kapelanie, który haniebnie się starzeje, o niebotycznej chwale swej dynastji, i o zjedzonym obiedzie. A wuj Proński także o trzech: o sposobie dostrojenia swych starych sił do młodych chęci, o wypchnięciu za umitrowanych paniczów swych starzejących się cór i o jaknajszerszej sławie jego czortowieckiej obory.
— Imbécile! Pytam o mnie!
— O tobie, moja piękna siostro — nikt nie myśli. Odegrałaś już w Holszy swoją rolę.
Tu baron pochylił się do ucha siostry i bardzo cicho zaśpiewał:

Ôtez vos habits roses et vos jolis souliers,
Monsieur Malbrouck est mort, est mort et enterrée.

— Zastosuj się do tej rady — dodał. — Ładnie ci w żałobie, dostrój do niej twarz i fryzurę. Za parę lat tron regentki śmierć dla ciebie opróżni. Czy ten tron cię nie nęci? Bardzo będziesz efektownie wyglądała!