Strona:Maria Rodziewiczówna-Za wiarę i ojczyznę.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zbierała grosze i o zamążpójściu nie myślała. Zonia mogła choć dziś zostać pisarzową wołostną — a wołość była dochodna. Tylko jeszcze był kłopot z najmłodszym, z Władkiem, którego pospolicie zwano Wołodia. Chłopak był zdolny i ciekawy, skończył „narodną“ szkołę, trzeba go było dalej uczyć, ale już nie było gdzie. Świat leżał tak daleko za Wołcznią, że do niej nie dochodził żaden dźwięk stamtąd, a tylko Borucki wiedział, że dla Wołodi niema tam ni „lgotnych“ praw, ni taniej nauki, ni opieki i pomocy. Nawet i nie próbował się starać, podawać próśb, szukać protekcyi u swoich zwierzchników.


∗             ∗

Chłopak tymczasem rósł i próżniaczył, i całe szczęście, że czytać lubił. Gdzie mógł, dostawał gazety, książki, zachodził też na pocztę i wkręcił się na bezpłatnego pomocnika. Urzędnik, kawaler Zoni, chętnie go przyjął. Nareszcie Zonia wyznała ojcu, że