Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwracali na niego uwagi. Gwar i hałas napełnił cały barak cyrkowy i głos skrzypka ginął w tym zamęcie.
Mitro tymczasem wyniósł skrzypce gdzieś poza barak i tam spotkał się z Jerzykiem i Zośką.
— Mitro, skąd ty masz te skrzypce? — zapytała dziewczynka.
— Kupiłem — odrzekł spokojnie Cyganiuk — zaraz je nastroję i zobaczycie jak zagram. Mówiąc to, począł przebierać palcami po strunach, bo smyczka nie miał.
— Popsujesz cudze pewno skrzypce — rzekł Jerzyk, który się domyślił, iż Mitro nie mógł kupić skrzypiec.
Ale tamten nie słuchał, tylko coraz bardziej pstrykał strunami.
Dźwięk ten doszedł do uszu właściciela skrzypiec i biedny grajek, z wyciągniętemi przed sobą rękami, wyszedł z baraku, wołając o skrzypce.
— Ślepy, on ślepy, widzisz, Jerzyku — zawołała Zośka.
Oboje nie rozumieli słów Czecha, ale widząc go idącego wprost do Mitry, domyślili się, że jest właścicielem skrzypiec.
I Mitro spostrzegł go, położył więc skrzypce i siedział cichutko.
— Moje skrzypce, gdzie są moje skrzypce! — wołał Czech.
— Oddaj mu skrzypce — zawołał Jerzyk — on taki biedny.
— Panie, panie — wołał zwracając się do ślepego — tu są pańskie skrzypce, Mitro je ma.
Mitro rzucił się na Jerzyka.