Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zaraz zaczął opowiadać Zośce, jak to Warszawa wygląda, jakie tam szerokie ulice i wielkie domy.
Był już zupełnie zdrów i z każdym dniem wracała mu pamięć, więc coraz to nowe snuł wspomnienia i nowe opowiadania. Zośka słuchała ciekawie, ona biedaczka znała tylko swój jeden Majdan, w którym urodziła się, i tylko o zabawach w lesie, na pastwisku mogła mówić. Cyganie jechali wolno, odjechali już daleko od miejsc zajętych przez wojnę i teraz nieśpieszno im było. Jesień była pogodna, ciepła, nieraz więc zatrzymywano się gdzieś w lesie, rozbijano obóz i dzień, dwa przesiedziano.
Stare Cyganki chodziły wtedy po okolicy żebrząc, wróżąc, a nieraz i kradnąc różne rzeczy, to chleb, to drób, to jakąś odzież. Wracały bowiem zazwyczaj z tobołkami do obozu. Cyganięta włóczyły się z matkami. Cyganie chodzili również po wsiach, a w obozie zostawali Rataj, Azra, Zośka i Jerzyk.
Pewnego dnia zatrzymano się w lesie, nieopodal dużej wsi.
Cyganięta w jednej chwili wyskoczyły z wozu i rozbiegły się po lesie i Zośka z Jerzykiem radzi byli, że mogą trochę nogi rozprostować, i pobiegli swobodnie. Zaraz koło obozu czerwieniły się jagody.
— Borówki, borówki — zawołała Zośka z radością — Jerzyku, chodźmy na borówki! — I dalejże na czerwieniejące w zachodzącem słońcu wzgórze.
Przybiegły zaraz tamże i cyganięta i wszyscy razem zwijali się przy jagodach. Zośka szepnęła Jerzykowi, że należałoby nazbierać jagód dla Azry.