Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nic nie było jeść. Aż przyszli Cyganie i mnie powiedzieli, żebym z nimi jechała.
— I ty pojechałaś? — pytał Jerzyk.
— A ino, bo w lesie nie mogłam siedzieć — odrzekła dziewczynka — a ty wtedy byłeś chory i Azra ciebie pilnowała. Ona bardzo dobra, ja myślałam, że to twoja mama, bo ona tak ciebie kocha, ona i mnie kazała ciebie pilnować. A cyganięta to mnie już wszystko opowiedziały, a ty nie mów nikomu, że ja tobie opowiadała, bo Azra będzie się gniewała, a Rataj jeszcze wybije, bo on wszystkich bije i ja jego bardzo się boję — kończyła Zośka swe opowiadanie. — Nazajutrz po tej nocnej zabawie, już o świcie Cyganie zapakowali swe manatki, złożyli je na wozy i ruszyli w dalszą drogę.
Jerzyk jechał na jednej furze z Azrą i Zośką, cyganięta wsadzono do drugiej budy, pod opiekę starej Katry. — Niebardzo im widać było dobrze z tą opiekunką, gdyż od czasu do czasu do uszu jadących przodem dolatywały przeraźliwe piski.
Jerzyk i Zośka siedzieli milczący. Zośka wogóle odzywała się rzadko w obecności Cyganów. Jerzyk po wczorajszej rozmowie i po tem, czego się dowiedział od Zośki, zaciął się i nie odzywał się do nikogo.
— Co mój synuś taki milczący? — odezwała się Azra, przesuwając rękę po jasnych włocach chłopca. Jerzyk odsunął się od niej i szepnął:
— Mamusia moja umarła — i z oczu jego popłynęły łzy.
— Ja będę twoją mamusią, dobrze? Będziesz mnie kochać synku — mówiła Cyganka tuląc dziecko.