Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkie podobne do czarownic, wzięły się za ręce i utworzyły jakiś korowód z krzykiem, piskiem, podnosząc bose nogi do góry, skakały jak która mogła najwyżej. Rataj i Azra siedzieli tylko przy ogniu, przyglądając się zabawie. Trochę opodal od nich Jerzyk i Zośka pod drzewem również przypatrywali się tańcom. Jerzykowi, któremu choroba osłabiła pamięć, coś się majaczyło. Jakieś niewyraźne wspomnienia przychodziły do głowy.
— To pewno Indjanie — rzekł wkońcu, pokazując Zośce tańczących.
Ale ona spojrzała na niego zdumiona, nie słyszała nigdy tego wyrazu „Indjanie“.
— To „Cygany“ — rzekła krótko.
Teraz zkolei Jerzy patrzał na nią zdziwiony.
— Cyganie — szepnął — jakto Cyganie?
— A tak — rzekła dziewczynka — ty tego nie wiesz, ciebie Cygany zabrały na drodze.
— Skąd ty wiesz — Zośka? — pytał Jerzyk i coraz lepiej przypominał sobie różne rzeczy. A Zośka przysunęła się do niego i szeptem opowiadała mu to, co wiedziała sama od dzieci cygańskich. Słuchając Jerzyk płakał cichutko, tak cichutko, że nikt płaczu jego nie słyszał.
— Tak — mówiła Zośka — mamusia twoja umarła, tak jak i moja babcia. Wioskę naszą spalili kozacy. Oj było, ich było, a takie straszne! Wszyscy ludzie pouciekali, tylko babcia leżeli chorzy i uciekać nie mogli. W lesie leżeli i tam umarli. Ja przy nich siedziałam i bałam się bardzo, ale gdzież pójdę, a głodna byłam, bo u nas