Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do wozu przyniosła, i teraz chcę, by żyło i mnie kochało.
Katra zachichotała.
— Ty zawsze tylko chcesz — rzekła — i Katrę wtedy prosisz, gdy ci jest potrzebna, a potem kopiesz ją nogą jak psa, jak niepotrzebną szmatę.
— Słuchaj, Katro, dobrą będę dla ciebie — prosiła Azra — nigdy ci złego słowa nie powiem, dam ci zawsze to, co lubisz do zjedzenia, nigdy się nie poskarżę na ciebie Ratajowi, ale ty zrób, by on żył — prosiła dziewczyna.
Zaczęła więc czarownica swoje gusła i leki, naprzód ucięła trochę włosów Jerzykowi, spaliła je, a zabrawszy spopielone, rozrzuciła na cztery strony świata, wołając: „Sczeźnij, przepadnij, chorobo, na zawsze“.
Potem postawiła kubek z wodą na ziemi i położywszy na kubku ręce, wymawiała po trzykroć jakieś niezrozumiale wyrazy: „Horum, porum, krum. Połataj tebedej uf!“ Następnie wzięła chustkę i wywijając nią ponad leżącem dzieckiem, zdawała się kogoś odganiać. Wkońcu wysmarowała całe ciało Jerzyka jakiemiś maściami i okadzała go naparem z ziół zbieranych przy księżycu.
— Będzie żył — rzekła następnie do Azry — ale choroba nierychło go opuści.
Jakoż po paru tygodniach zaledwo Jerzyk po raz pierwszy otworzył oczy i przytomnie spojrzał. Leżał na wygodnem posłaniu pod namiotem. Zdala dochodziła go jakaś muzyka, a obok siedziała mała jasnowłosa dziewczynka, niewiele od niego starsza.
— Wody! — szepnął.