Strona:Maria Pawlikowska-Jasnorzewska - Cisza leśna.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i dalekich ogrodowych słowików —
potem myślę o własnem sercu, o jego też niezrozumiałym krzyku...
i pytam się czemu wschodzi księżyc
czemu kręcą się kolorowe młynki
i dlaczego siadły nagle przy mnie
nieznajome, długonogie dziewczynki.
Już pierwszy nietoperz ogromne zero zakreślił na niebie
Wiatr zimny wieje..,
Ach! naiwnością było tu czekać na ciebie.
Wrócę chyba do domu.
Tu się nic nie zdarza.
Czas stracony. Wieczorna nadchodzi godzina.
— Tak jak sobie ciebie wyobrażam
to nie mógłbyś bywać na festynach...