Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skroś czasów i wieków, nie jest drogą postępu ludzkości. Że nie jest drogą wypracowywania się jej ku coraz wyższym, coraz doskonalszym formom bytu. Owszem, każdy krok, każdy etap zaznaczony jest jako upadek rodu człowieczego, po którym to upadku przychodzi nieodzownie kara.
Jakoż wszystkie tryumfy i zdobycze ludzkości uznane są za buntownicze wyzwalanie się rozumu »lichego służki duszy«, wszystkie zaś straty i klęski za środek opatrznościowy, mający bunt ten stłumić i ukarać.
Jakoż, od samych wrót Raju, aż do naszych czasów słychać skroś mgły dziejowej głos:

»Może człowiek się ukorzy?«

I biją młoty dziejów pale męki rodu człowieczego, biją nie w ziemię jakby, ale w żywe serca.
I widać szereg coraz dalszych słupów.
A przed każdym owo zwiastujące nową klęskę pytanie:

»Może człowiek się ukorzy?«