Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

»odzianemu w piór oblaski«, wiatr »wiekuiste tchnienie boże«, wkoło ramion wzdyma puchy«, a on, skrzydłem prawem, skrzydłem lewem mierząc światy, za powiewem coraz wyżej mknie w błękity«.
Poeta chwilę tę nazywa »chwilą łaski«, »uroczystą wielką chwilą«. A zatem, chwilą podniesienia i rozpłomienienia ducha, chwilą poczucia się na szczytach twórczej siły, chwilą natchnienia, chwilą wzbicia się nad samego siebie. Ale to wzbicie się nad siebie było oraz wzbiciem się nad ludzkie czucie męki i tryumfu, gniewu i buntu, miłości i nienawiści, rozpaczy i nadziei, a zatem nad wszystkie czynniki dramatycznego konfliktu pomiędzy niebem a ziemią.
To było wzbicie się w sferę kontemplacyi ufnej, pogodnej i zrezygnowanej.
To był zarazem stan »błogości«, ogarniający tego, »kto pamięta pierworodny swój początek, żywot czysty i skrzydlaty«; stan krańcowo różny od namiętnego gwałtu uczuć, w jakim znajdowały się wieszcze duchy, »biegnące ostrzem w okolicę mroczną bytu naszego«.
Jakoż, zamiast niej, otacza poetę, dawniej