To jest takie sobie »teatrum«, w którem użyto dekoracyi, do innej zgoła należących sceny, i wyprowadzono osoby mówiące słowa, do zgoła innego należące dramatu. I gdyby nie cudowna własność duszy samego poety, która skroś fałszywie ustawionych kulis i nie w czas podpowiadanych wyrazów tchnie konwaliowe wonie z nad Taśminy i mży gwiaździstym nadstepowym zmierzchem, cały ten poemat byłby bez krzty poezyi.
Tylko, że aby do tej poezyi się dobrać, trzeba sobie powiedzieć tak: Nie wracamy z żadnego Jeruzalem; nie idziemy do żadnej Kany, ani do Nazaretu, ani do Kafarnaum; nie koczujemy pod figowym gajem z żadnym Nadjordanowym ludem, tylko oto, gdzieś u Rosi, Rasawy, świętujemy gromadą wiosenne rozkwiecone świątki.
A co w tych świątkach jest nieba i Boga, to »jarzy się« wprost z przejrzystości tej majowej nocy.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Ale jeżeli w »Przenajświętszej Rodzinie« religijna sielanka nie udała się Bohdanowi