Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rosa poranku świeci na nich — czasem łez rosa, — wieczornych mgieł zaduma je owiewa, żywe słońce kolory ich natęża, blask miesięczny srebrnemi je czyni. Łąką pachną, gajem pachną, a kiedy milkną, echa po nich grają w duszy, jak wiosenna fletnia.
Trubadurem jest Asnyk w pieśniach tych, minstrelem jest, noszącym różane i błękitne barwy pani swojej — wiosny. Idzie, przez majowe pola życia, idzie, wonne kwiaty rzuca, i śpiewa — wiosnę. A kiedy śpiewa, strofa jego staje się sama misternym kielichem kwiatu.
Zaprawdę, jeden Asnyk mógł, umiał wypisać »najsłodsze sny« swoje »na listku białej róży«. Czego nie czynił przed nim żaden, Słowacki nawet, który znaki serca swego na twardym, gorzkim liściu aloesu kładł...
Sfera tych liryk była-by ciasną nieco, choć poeta uczynił ją najogólniejszą ówcześnie sferą twórczości swojej, gdyby szczerozłote promienie poezyi nie czyniły jej tak dyamentowo mżącą, tak rozpyloną tęczowemi barwy, że właściwy obwód sfery ginie wprost dla oczu, w daleko, dalej coraz, coraz subtelniej, coraz