Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

si jednym przeciągłym jękiem idące westchnienie, bardzo zresztą podobne do tego «a!!!», które w kościołkach wiejskich słychać podczas podniesienia. Aresztanki rzucają się do ciebie, całują twoje ręce, twoje suknie, twoje nogi.
— ...Wdzięczność — kończy Wielmożny — którą najlepiej możecie okazać przez dobre sprawowanie się. No jakże? Będziecie się dobrze sprawowały?
Powtórne, głośniejsze jeszcze »a!!!» napełnia izbę, przy czem aresztantki rzucają się do Wielmożnego, całując jego ręce, poły jego surduta, jego buty, jego kolana, i — audyencya skończona. Taż sama ceremonia odbywa się jeszcze pod dwoma lub trzema numerami, poczem idziesz oglądać lazaret, przez który przeprowadzają cię z niezmierną szybkością, do warsztatów, gdzie z progu rzuca się okiem na szewców i krawców, do kuchni, gdzie Wielmożny bierze od kucharza warząchew i proponuje ci skosztowanie porcyi dla chorych — zdrowi już jedli, wreszcie wychodzisz do ogródka, w którym wolno ci zabawić dłużej nieco, gdzie dostajesz parę kwiatków, albo próbujesz obraną uprzejmie przez pana Nadzorcę rzodkiewkę, i zkąd powracasz do kancelaryi.
Tu Wielmożny okazuje ci żywe zainteresowanie się twoim zmęczeniem. Proponuje ci tedy z całą uprzejmością, że jeśli zechcesz jeszcze kiedy ponowić swoje odwiedziny — przeczuwa, niestety, że możesz to zrobić! — to on nie będzie już cię trudził