Przejdź do zawartości

Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

około stu franków, a powtóre — gotowa sieć trudno znajduje nabywcę. Kto ją wie, co za sieć taka? Nikt jej nie widział jak powstawała zwolna, zahaczona u belki domu, oko po oku, rząd po rzędzie, od skrzydlisk do matni, swoja, znajoma, do rodziny prawie należąca. Nikt nie słyszał warczenia przerzucanej przez oka iglicy, skrzypienia stołka i kręgów sieciarki, nikt nie wie, skąd się tak odrazu wzięła. Taka sieć nie może być pewna. Taką kto kupuje, półdarmo chciałby nabyć, i prawie że za szpagat płaci. Na co mu ryzyko?
Prędko się tedy wyzbywa sieciarka ideału gotowej sieci, a marzy już o tem tylko, żeby coś zebrać na czarną godzinę. Czarna godzina zaczyna wtedy bić, kiedy chroniczna opuchlina nóg posuwa się wyżej coraz, kiedy oddech staje się astmatyczny, świszczący, a mętne oczy na dobre już gasną. Wiązałaby sieć i taka jeszcze, na pamięć, ale już roboty nie znajdzie. Są młodsze, silniejsze.