Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiem wątpliwa, czy bywa syty kiedy. Ot, trochę marnych rachitycznych kości w umorusanej skórze, zapadły srodze żywot, konopiasta grzywa, śmiejące się oczy, zawsze głodne zęby, długie, cienkie jak piszczele nogi, ręce jak ta święta ziemia i fantazya od stu djasków, — taki jest Hanysek.
Hanysków jest na każdej kopalni pełno. Przed biurem, na odkrywkach, na drodze, na powierzchni, wszędzie jak wróble kręcą się, do usług gotowi.
Bo Hanysek jest pracowity na swój sposób; i owszem, bezczynności prawie że nie znosi. Ręce jego rzadko wprawdzie bywają zatrudnione, ale nogi w ciągłym są ruchu. Hanysek jest komisyonerem, telegrafem i telefonem kopalni. Posługuje się nim każdy kto chce, i każdy się uważa za jego prawowitą zwierzchność. Do głowy wprost nie przychodzi nikomu, że chłopak mógłby nie posłuchać rozkazu. Hanysek tu, Hanysek tam, Hany-