Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecą głosy przestrzennym eterem, trąciły się o Lirę gwiezdną, targnęły siedmiostrun wszechdźwięku, wszechskargi, i siedemkroć siedem otchłani starego bólu i starej rozpaczy świata zbudziły do ech długich, wyjących, przewlekłych... I popłynęły wielką Drogą Mleczną, i uczyniły ją gorzką, i zatrutą. I przewiały pióra Łabędzia na północnem niebie, i łunę krwi rzuciły na białość puchów jego.
Wielki chór a capella śpiewa.
Każdy duch zdeptany mówi swoje słowo, i każdy duch w polocie mówi swoje słowo, a Łazarz, który milczy, jest wysokim i najwyższym tonem.
I śpiewa chór a capella...
Lecą głosy poszarpane niewiast, i dzieci, i mężów, głosy pełne przeciwieństw, pełne dyssonansów, które zestraja ból...
Objęły glob, opasały ziemię dźwięczącym, jak łańcuch, pierścieniem. Stały się chórem globowym.
Wzbierają jedne, opadają drugie, wi-