Przejdź do zawartości

Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spojrzeń z pod ciemnych albo rudych rzęsów w stronę dorosłej rybackiej młodzieży.
Dziewczęta są niezgrabne i niepewne w ruchu; chodzą jakby nie na swoich nogach, potykając się jak na grudzie, szturchając łokciami, wybuchając nienaturalnym śmiechem, piskliwym świegotem i ogniem rumieńców.
Tymczasem młodzież, na której intencyę palą się rumieńce owe, zdążyła już przebrać się po miejsku, i z kwiatkiem w zębach, w kapeluszach na bakier, w bajecznych krawatach, przechadza się małemi grupami, rozdyndana, rozfanfarowana, zalotna, gotowa do fundy dla dam i z góry zwycięzka.
Cóż! Każdy prawie zna świat od Hawru do Cherbourga, a są, co i w Paryżu bywali.
A dzień zapada cicho, pomglisto, i czyni sobą dla ludzi i rzeczy tło niezmiernie spokojne i wdzięczne. Szaroperłowe, tro-