Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w swoich trykotowych bawełnianych koszulach, pełnym klasycznego rytmu ruchem, obliczonym na popis przed galeryą z tamy. Jakoż pochlebny szmer uznania towarzyszy popisowi temu.
»Le Patron«, zawiędły, suchożyły i do pasa nagi, obróciwszy ku przystani plecy lśniące jak miedź polerowana, siedzi na burcie zgarbiony, niedbały, kurząc fajkę, plując w morze, i okazując najdoskonalszą obojętność dla kupiących się u brzegu handlarzy.
On też robi giełdę.
Głowę ma obnażoną, włosy tęgo ujęte w przygarść od karku i czoła, na czubku czaszki czerwoną tasiemką związane, sterczą zuchwałą kitą w samo słońce, wykończając sylwetkę całości z jakimś niespodzianym i butnym rozmachem. Jestto niezawodnie najoryginalniejsza postać, jaką na tem wybrzeżu widziałam.
Ale już potężny przypływ wpędza »Kardynała« w samą gardziel portu; ognista