podejrzenie, że marnują trzcinę. Wiele tu zależy od zręczności, ale niemniej od gatunku trzciny. Dobre robotnice wyplatają po piętnaście, dwanaście krzeseł dziennie; średnie po ośm do dziesięciu, najgorsze kończą na sześciu, a nawet na czterech.
Najzręczniejszą za owych czasów była Pekinowa żydówka. Wyplatała ona po ośmnaście krzeseł dziennie.
Niektóre stare baby wcale się wyplatania nauczyć nie mogą i opłakują rzewnemi łzami każde pociągnięcie trzciny, która im się w grubych rękach rwie, skręca i jest przedmiotem srogich przekleństw. Takie, które nawet czterech krzeseł wypleść nie mogą dziennie, idą do łatania worów, sienników i do darcia pierza.
Pierzarki dostają dziesięć groszy od funta zdartego pierza. Zarobek ich jest nędzny, jakkolwiek wiele z nich nabywa niesłychanej wprawy i porusza palcami z szybkością maszyny.
Zarobek tygodniowy aresztantki rozdziela się na dwie połowy. Jedna idzie „na wydział,” druga „do książki.” Połowa zarobku wpisana do książki, stanowi fundusz zakładowy, który aresztantka odbiera wychodząc z więzienia. Za pieniądze idące „na wydział,” może aresztantka dostać czego zechce: mydło, nici, igły, kawę, herbatę, masło, wędlinę, chleb biały, tabakę, a nawet wódkę.
Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/96
Wygląd
Ta strona została skorygowana.