Oczekujesz tu wszelkiego zamieszania, wszelkich nielogiczności, wszelkiego nieładu. Tymczasem nie. Hafty, rysunki, snycerszczyzna, kwiaty, wszystko ma tu swój sens, swoje karby, swoją konsekwencyę. Niktby nie odgadł, że są to dzieła takich machin, których motory funkcyonują na oślep.
Gdzieniegdzie zaledwie odkrywa się jakaś szczególność pomysłu czy wykonania, jakaś cecha wspólna z rodzajem rozstroju.
Jakiś manjak daje np. dobrze rysowane portrety współtowarzyszy. Są to nieraz głowy o silnym wyrazie i doskonale pochwyconym charakterze. Miękkość linij, modelowanie, światło dobyte z płaszczyzn, nic nic zostawia do życzenia; wszystkie wszakże, a jest ich kilkanaście, są dłuższe, niż natura i to tak jednostajnie, iż przypuszczać można, że całość zjawisk zewnętrznego świata, odbija się w tym mózgu w stałem przydłużeniu kształtów i wymiarów. Inna chora, dotknięta melancholją, wyszywa jedwabiami serce, które pająk osnuwa szarą swoją przędzą. Jeszcze inna, dotknięta manją uciekania, maluje na porcelanie wielką ilość niezmiernie lekkich skrzydeł ptasich i motylich, a kwiatom zamiast liści dodaje piórka. Wreszcie niemka, u której początkiem obłąkania była silnie rozwinięta nostalgja podczas pobytu w Melburne, haftuje ekran, na którym widać kilka biblijnych postaci i napis:
Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/299
Wygląd
Ta strona została skorygowana.