Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Słucha Janek, słucha, strasznie mu markotno. Otworzył jedno oczko, otworzył drugie, radby wiedzieć, czy jaskółeczka prawdę mówi, czy też tak sobie z niego żartuje. A ptaszyna wciąż główką kręci i szczebioce:

A ty, Janku, mały śpiochu,

Wysiał czyżyk garniec grochu.
Garniec grochu, garniec maku,

A z śniadania ani znaku.

Już też Janek dłużej wytrzymać nie może, jak nie zaciśnie ocząt piąstkami, jak nie zacznie beczeć: Au... au... zupełnie jak ten wilczek w boru. Przybiega Rozalia do Janka, myśli, że mu się tam Bóg wie co zrobiło, ale z Jankiem ani gadania... beczy a beczy, aż się po domu rozlega. Jaskółeczka zawsze żwawa i wesoła, strasznie mazgajów nie lubi; jak tylko więc Janek mazać się zaczął, ta mu zaraz przyśpiewuje:

A mój Janek dudki stroi,

Kto usłyszy, to się boi!
A mój Janek śpiewa pięknie,

Kto usłyszy, to się zlęknie!

Głaszcze Rozalia Janka po główce, głaszcze po buzi, a mój Janeczku, moje złotko!