Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szli lipową aleją w stronę budy niedźwiedzia.
— A może ona już się rozegrała?
— O nie… ja jestem reżyserem! Widzicie, dziś przybył nowy sadowy… widziałaś go, Krysiu?
— Widziałam, pyszny typek…
— Starozakonny!… Otóż scena rozegra się między Mikołajem II a Lajbusiem Judaszko.
— Już wiesz, jak się nazywa sadowy!
— Poznaliśmy się z nim dziś w ogrodzie; jak przystoi na dżentelmena, przedstawił mi się, a potem powiedział:
— Ja wiem, jak się panna nazywa.
— No jak?
— Panna z niedźwiedziem… Panna przyjechała z Czerwony dół… — Tak przerobił Krasnojarsk.
Doszli właśnie do klatki Nika. Niedźwiedź, spostrzegłszy ich już zdaleka, podniósł się na tylne łapy i wstrząsnął kratami, mrucząc radośnie. Lili otworzyła altanę i odjęła łańcuch. Nik obszedł ją kilka razy, otarł pieszczotliwie łeb o jej drobną kibić, polizał rękę i nie zajmując się nią więcej, szedł ciężko w stronę sadu. Znalazłszy się w nim, zatrzymywał się raz po raz, patrząc po drzewach z miną znawcy. Gdy doszedł do jabłoni, pokrytej pięknemi papierówkami, stanął na tylnych łapach, objął pień w przednie i zatrząsł, zrazu lekko — spadły dwa jabłka. Nik skonsumował je za jednym zamachem i potrząsł znowu. Gdy uczynił to po raz trzeci, z gęstych krzaków lesz-