Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

berji, pozostawiając odchowane już dzieci brata pod opieką ojca i bardzo zacnej nauczycielki, a sama wróciła do Polski, jak sądziła, na czas krótki.
Stało się jednak inaczej. Przedewszystkiem raz odnalazłszy się wśród rodaków, w rodzinnym majątku, podupadającym skutkiem niesumienności dzierżawców, przy dwóch zupełnych sierotach, garnących się do niej z całem zaufaniem, uczuła, że byłoby nad jej siły porzucić to wszystko, pozostawić sieroty na łasce obcego otoczenia i samej powrócić do środowiska, które, z wyjątkiem najbliższych, pozostało jej niesympatycznem. Słowem nie znalazła dość sił dla ponownego wyrwania korzeni z rodzinnego gruntu i pozostała na Litwie, w majątku ojców swoich, w Sołohubach, położonym o kilka mil od puszczy Białowieskiej.
Z bratankami, a zwłaszcza z opiekunką ich p. Kazimierą Gostkowską, wymieniała często listy, śledziła za postępkami i postępami dzieci, ale wrócić na Syberię nie miała już odwagi. Zawsze jednak marzyła o tem, aby Lili przyjechała do niej na czas dłuższy, aby w kraju kończyła edukację. I oto gdy marzenie to stać się miało rzeczywistością, czuła więcej niepokoju niż radości.
Niepokój ten podwoił się, gdy w dwa tygodnie potem otrzymała list oryginalnego formatu, napisany sztucznie ułożoną ręką, pełen wykrętasów i zamaszystych ogonów, a wonny jak sklep kosmetyków. Zaniepokoił on ją i całą zewnętrzną oryginalnością, i treścią więcej niż niezwykłą: