Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więcej, że pragnę mieć satysfakcję ugoszczenia państwa obiadem w kasyno i pragnę, abyście jedli ze smakiem.
— W kasyno? — powtórzyła zaniepokojona panna Aniela — to najdroższa restauracja w Trenczynie.
— Bo doskonała.
— Ale tam chodzi najwytworniejsze towarzystwo.
— Podobno.
— To jakżeż my… Ja właściwie nie mam dość eleganckiej sukni.
— Nie suknia zdobi człowieka, ale człowiek suknię! Zresztą albo to się wszystkie wielkie panie stroją? Ręczę, że kostjum, który ciocia ma na sobie, jest szykowniejszy od tego, w jakim widuję księżnę Meternich, właśnie w kasyno.
— No tak… Ten mój czeczunczowy kostjumek ujdzie, ale…
Tu zafrasowała się głęboko.
— Ale kapelusz!…
— Tak, tak kapelusz — śmiał się Tadeusz — kapelusz, który odegrał rolę poduszki, niestety nie pneumatycznej.
— To prawda!… Ha, ja zepsułem, ja naprawić muszę. Chodźmy kupić kapelusz.
— Cóż znowu!… Przecież ten, jak go modniarka odprasuje, podszyje drutem… A pióra mogą być odrzucone, wisienki także… To nawet będzie odpowiedniejsze dla kobiety w moim wieku!