Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wymknąłeś się z hotelu, aby mi złożyć pożegnalną wizytę.
— Tak, tak, przypominam sobie!… Zastałem cię w łóżku tak jak ty mnie dzisiaj!
— Nie inaczej — rewanż najściślejszy!
— Żeby był dokładny, muszę poczęstować cię kawą; tak jak ty mnie wtedy poczęstowałeś… Ach ta twoja kawa!… Kilka lat wspominałem ją z rozkoszą.
— A jednak była to pewnie mieszanka żyta, żołędzi i cykorji!
— Ale miała urok nowości i zakazanego owocu.
W tej chwili wszedł kelner, na którego Henryk był zadzwonił.
— Proszę przysłać dwa śniadania, ale obfite: kawa biała, szynka, ser szwajcarski, miód…
— Przychodząc wówczas do mnie z pożegnaniem przyniosłeś mi prezent…
— A tak, pudełeczko pełne pamiątek, między któremi kapitalne miejsce zajmował mój mleczny ząb!… Czy wiesz, że twój wpadł mi niedawno w rękę i że rozrzewniłem się na jego widok.
— Chcąc, aby dzisiejsza wizyta była dokładną kopją owej z przed jedenastu laty i ja przyniosłem ci prezent.
Podał mu dużą kopertę, z której Henryk wydobył fotografję przedstawiającą pomnik w natłoku innych grobowców, stanowiących całe tło zdjęcia.