Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Radość przeze mnie? — zapytał zdziwiony Henryk.
— Tak, przez ciebie… Pamiętasz pannę Anielę Stecką?
— Ciotka Aniołka!…
— Tiutiołka!…
— Poczciwe, nieocenione stworzenie, rozkochane formalnie w swych wychowańcach!… Czy żyje?
— Żyje i jest tutaj!
— Tutaj?… Z przyjemnością ją zobaczę!
— A ona nie może się doczekać twego przyjazdu. Przyjdziesz jutro do nas… Ona, biedaczka zartretyzmowana.
— A matka twoja?
— Żyje, ale ciężko chorowała przed dwoma laty.
— Ot i hotel Hungarja.
— Przyjdź jutro jak najwcześniej, mieszkamy… Albo najlepiej na pierwszy raz spotkamy się na wodach. O 9-ej będziemy już z ciotką ot na jednej z tych ławek. O której wstajesz?
— Czasem o świcie, czasem o zachodzie,najczęściej koło południa.
— Widzę z tego, że przyjdzie mi jutro wyciągać cię z łóżka!
— Dobranoc, Tadziku.
— Dobranoc, Heńku.
Podali sobie ręce; Tadeusz powtarzał jeszcze, aby nie dał nazajutrz zbyt długo czekać na siebie,