Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— …byłem przekonany, że babunia wyzbędzie się wreszcie swoich uprzedzeń i żalu de twojej mamy i wezwie ciebie, żebyś chował się ze mną, spełniając tem życzenie tatusia, ale babcia ani słyszeć nie chce, choć nawet dziadzio był za tem, żeby cię wziąć na wychowanie.
— A przecież wy wyjeżdżacie zagranicę.
— No, tak…
— To jakże ja miałem chować się z tobą?
— Wyjechałbyś z nami.
— Zawracanie głowy, jabym nie odjechał od mamusi i Tiutiołki!
— Przecież u nas byłoby ci lepiej.
— Od przodu, czy od tyłu? Bo ja znajduję, że z żadnej strony.
— Wszak ty tu mieszkasz w jednym pokoju?
— Ale mi w nim niczego nie brakuje. Mam łóżko z siennikiem, a nie wióry, jak nieboszczyk, poduszkę z wyszywkami, nie takiemi cienkiemi jak twoje, ale które zato nie zajmą się tak łatwo ogniem, jak przyjdzie mi fantazja zapalić papierosa kiedy na dobranoc. Mam stół do roboty na wieku kufra, szafę na hakach u drzwi, komodę w walizce pod łóżkiem, tyle obrazków i fotografij na ścianie. A przedewszystkiem mam moją mamusię i Tiutiołkę kochaną. O, nie jechałbym ja z tobą za żadne pieniądze... A dokąd wy jedziecie?
— Teraz na południe, bo jestem bardzo zdenerwowany, muszę się leczyć. Potem osiądziemy